Robaki w drewnianym domku.
Jeszcze nie mamy ale... poczytałam,
zebrałam mądrości i rady
i uruchomiłam oddział prewencyjny - w mojej skromnej osobie.
Jak mi idzie - na razie mam ból głowy.
A wszystko zaczęło się od mojego pomysłu z drewnianymi karniszami z gałęzi. Ktoś mądry podpowiedział mi, bym była ostrożna z przynoszeniem do drewnianego domu znalezionego drewna, bo to zaproszenie dla ksylofagów - owadów drewnolubnych, drewnożernych, inaczej: chętnych do potraktowania naszego domku jak jednej wielkiej stołówki. Raz przyniesione larwy mogą być niemożliwe do usunięcia.
Nie po to szukałam producenta domku, który buduje z drewna suszonego komorowo (komorowe suszenie w temperaturze 65-70 stopni zabija wszystkie larwy i zarodniki grzybów) - bym teraz zapraszała do domku niechcianych obcych :/
... Ale miałam wizję drewnianych dodatków...
- a to karniszy z gałęzi, a to taboretów z pni drzew, a to ozdób z drewna znalezionego na plaży. Taki styl podoba mi się bardzo, taki marzy mi się w domku nad morzem:
Ponoć drewno z plaży jest jeszcze najbezpieczniejsze - wypłukane przez słoną wodę, wybielone, wysuszone na gorącym piachu - najmniejsze stanowi ryzyko. Jednak inne - to zaproszenie dla drewnojadów, spuszczeli, rzemlików, trzpienników, zmorszników, miazgowców i innych korników.
Co począć?
Poczytałam:
a) zaimpregnować domek preparatem o działaniu i prewencyjnym i owadobójczym jednocześnie,
b) każdy przyniesiony kawałek drewna albo wygotować (ponoć wysoka temperatura jest najlepszą gwarancją) albo potraktować mocną sodą lub mocnym kwasem.
No, ba!
Ale nie poddam się bez walki ;) - zaczęłam od impregnacji
- płyn leje mi się po rękach i kapie na głowę,
do tego wymaga dwóch dni wietrzenia zanim w danym pomieszczeniu będzie się przebywało
(w małym domku w czasie rodzinnych wakacji ... :/ )
Mimo otwartych okien mam ból głowy
ale działam - padam i wstaję ;)
- zaczynam rozumieć pasjonatów starych samochodów, którym kiedyś trochę dziwiłam się - malują, dopieszczają, rozmawiają z nimi,
ja niczym się teraz od nich nie różnię ;)
zebrałam mądrości i rady
i uruchomiłam oddział prewencyjny - w mojej skromnej osobie.
Jak mi idzie - na razie mam ból głowy.
A wszystko zaczęło się od mojego pomysłu z drewnianymi karniszami z gałęzi. Ktoś mądry podpowiedział mi, bym była ostrożna z przynoszeniem do drewnianego domu znalezionego drewna, bo to zaproszenie dla ksylofagów - owadów drewnolubnych, drewnożernych, inaczej: chętnych do potraktowania naszego domku jak jednej wielkiej stołówki. Raz przyniesione larwy mogą być niemożliwe do usunięcia.
Nie po to szukałam producenta domku, który buduje z drewna suszonego komorowo (komorowe suszenie w temperaturze 65-70 stopni zabija wszystkie larwy i zarodniki grzybów) - bym teraz zapraszała do domku niechcianych obcych :/
... Ale miałam wizję drewnianych dodatków...
- a to karniszy z gałęzi, a to taboretów z pni drzew, a to ozdób z drewna znalezionego na plaży. Taki styl podoba mi się bardzo, taki marzy mi się w domku nad morzem:
Ponoć drewno z plaży jest jeszcze najbezpieczniejsze - wypłukane przez słoną wodę, wybielone, wysuszone na gorącym piachu - najmniejsze stanowi ryzyko. Jednak inne - to zaproszenie dla drewnojadów, spuszczeli, rzemlików, trzpienników, zmorszników, miazgowców i innych korników.
Co począć?
Poczytałam:
a) zaimpregnować domek preparatem o działaniu i prewencyjnym i owadobójczym jednocześnie,
b) każdy przyniesiony kawałek drewna albo wygotować (ponoć wysoka temperatura jest najlepszą gwarancją) albo potraktować mocną sodą lub mocnym kwasem.
No, ba!
Ale nie poddam się bez walki ;) - zaczęłam od impregnacji
- płyn leje mi się po rękach i kapie na głowę,
do tego wymaga dwóch dni wietrzenia zanim w danym pomieszczeniu będzie się przebywało
(w małym domku w czasie rodzinnych wakacji ... :/ )
Mimo otwartych okien mam ból głowy
ale działam - padam i wstaję ;)
- zaczynam rozumieć pasjonatów starych samochodów, którym kiedyś trochę dziwiłam się - malują, dopieszczają, rozmawiają z nimi,
ja niczym się teraz od nich nie różnię ;)
***
Bardzo fajnie, że pomyślałaś o domku dla owadów, ale rzeczywiście trzeba uważać by nie narobić sobie krzywdy :(. My kupiliśmy taki gotowy domek dla owadów w jednym z marketów budowlanych, powiesiliśmy o ogrodzie rodziców na jednym z drzew dość daleko od domu :)). Tak doradziła mi znajoma, która jest leśnikiem :)). Powodzenia zatem kochana! Ściskam mocno!
OdpowiedzUsuńJustynko przecież ja nie napisałam ani słowa o domku dla owadów :)
UsuńUściski!
Nie znam się na tym, ale jeśli tak ludziska "gadają" to wiedza co gadają, słuchać trzeba i z ad korzystać by domek służył latami ;) a ozdoby, które pokazujesz swoja droga pięknie by się komponowały w Twoim domku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Masz rację, słuchać trzeba! Serdeczności ślę :)
UsuńWitaj! Bardzo fajny blog :) jeśli mogę pomóc to podpowiem, że mój mąż korzenie do akwarium suszy najpierw w mikrofalówce. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo jest genialny pomysł! Poczytałam i jest to dla mnie doskonałe rozwiązanie. Dziękuję za podpowiedź! Pozdrawiam ciepło :)
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńObyś nie musiała mieć niechcianych gości.
A te wszystkie robaczki, to dziedzina mojej Pani Leśnik.
Pozdrawiam weekendowo b. serdecznie:)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za miłe odwiedziny :)
UsuńOj żebyście się nie potruli...
OdpowiedzUsuńWszystko dobrze :)
UsuńMy pokonaliśmy spuszczele, ciężko było. Powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam, że spuszczele to duży problem. Cieszę się, że już nie macie tego zmartwienia.
UsuńDziękuję! :)
To prawda trzeba uważać co się do domu przynosi i uważać nie tylko na drewno... ;) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńUśmiechnęłam się czytając - co miałaś na myśli mówiąc nie tylko na drewno? bardzo mnie tym zaintrygowałaś :)
Usuńhmmm co miałam na myśli? Wszystko. Dom to azyl dom to my, A wszystko co do niego trafia fizycznego i niefizycznego ma na niego wpływ... Wszystko co zostaje wniesione powinno zostać przetrzepane jak na granicy (o czym pisałam w ostatnim wpisie u mnie)... dobranoc :)
UsuńRefleksyjnie... :)
Usuń