Raczej "mmm" niż "wow!"

   Można zanurzyć nos w słodkim zapachu placka z wiśniami w kawiarni przy molo, można usiąść z książką przy ciepłej herbacie lub dokończyć majsterkowanie ale nie można wybiec w kostiumie kąpielowym z domu i zapomnieć się w falach Bałtyku. Pogoda nad morzem od kilku dni bardziej wrześniowa niż lipcowa. K. bierze wszystko na siebie i mówi, że miał jeszcze dokończyć elektrykę i "podłubać" trochę w zaległych sprawach, a gdyby temperatury były plażowe, to nic by z tego nie wyszło ;)

  Ma się rozumieć... biorę zatem pędzel i impregnat i działam. Upały jeszcze przyjdą, jeszcze nie raz zdążymy na nie ponarzekać, że w takim skwarze to ani ręką ani nogą. Póki pogoda jest do pracy, trzeba cieszyć się każdą owocnie spędzoną chwilą. Domek nasz drewniany kocham i z czułością nasączam go białym impregnatem. Wyginam śmiało ciało, wchodzę pod sufit lub kucam, w głowie mi się kręci ale czy nie o to chodzi, by w życiu czasem zakręciło się w głowie? Pal sześć powody :)

   Impregnat ma zapach przyjemny. Gdy miesza się ze świerkową nutą domkowych bali, kocimiętką rozstawioną tu i ówdzie oraz cytrynami, których kupiliśmy ostatnio cały kosz bardzo okazyjnie, to nabiera się ochoty chodzić z zamkniętymi oczami i wdychać. Na miłym kocimiętkowo-cytrynowym haju z bazą 2-propynylo karbaminianu rodzą mi się całkiem ciekawe pomysły. Pewnie by nie przyszły, gdybym byczyła się na plaży otępiała od upału :)

Ku pamięci kilka zdjęć z miłego 'teraz":

  

w poszukiwaniu koloru doskonałego :)

pogoda w kratkę